Witam Was wszystkich serdecznie. ;*
W końcu nadszedł ten moment na który wszyscy tak długo czekaliście..
Na prawdę bardzo Was przepraszam, że zwlekałam z tym wpisem tak długo.
Dlaczego... ?
Bo musiałam przemyśleć sobie jak to wszystko streścić w kilku słowach, żeby to nie była tylko i wyłącznie sucha "pogadanka" na temat ćwiczeń i aktywnego stylu życia, a streszczenie mojej historii- zbioru chwil lepszych i gorszych które oczywiście także się zdarzały.
I to oczywiście w sposób przyjemny, obrazujący to wszystko dokładnie, a co najważniejsze- sposób być może dzięki któremu ktoś zmieni swoje życie na lepsze.
Jak to wszystko się zaczęło ?
"Wtedy" od długiego czasu wagę omijałam szerokim łukiem..
No tak.. wagę udało mi się omijać, jednak lustra już nie..
W końcu odważyłam się na ważenie wiedziałam że nie jest dobrze, ale nie sądziłam, że aż tak.
Jaki był wyniki? - o zgrozo- 75kg. ( wzrost 165).
Stanęłam przed lustrem w bieliźnie.
Wtedy doznałam jeszcze większego szoku, niż po "zmierzeniu się" z wagą.
Były łzy, gniew, wyrzuty sumienia.
Tylko do kogo ? DO SAMEJ SIEBIE.
Właśnie do takiego stanu doprowadziło wpierdzielanie wszystkiego co tylko było pod ręką, bez jakichkolwiek granic rozsądku (chodzi i o porcje i o porę dnia-albo właściwie nocy), siedzący tryb życia, ciągła jazda autem- nawet do sklepu do którego było 10 min drogi...
Wiem, że zdjęcia przemawiają najlepiej, dlatego je załączam.
Kiedyś postanowiłam, że nie będę dodawałam zdjęć "w całości"
Jednak kilkukrotnie spotkałam się z zarzutem, że "to niemożliwe" , że "jestem fejkiem"
Dlatego łamię tę zasadę- zdjęcie przedstawiające mnie wtedy "w całej okazałości" ...
Dobra.. post miał być o ćwiczeniach, jak zwykle zboczyłam z tematu.
Pewnie zastanawiacie się czy od razu zaczęłam być maniakiem sportowym..
Oczywiście, że NIE ! :)
Przyznaję, że pierwsze 10 kg spadło po odstawieniu słodyczy, smażonych rzeczy, białego pieczywa, napoi gazowanych i tych wszystkich fast-foodowych rzeczy od których przedtem byłam uzależniona.
Oczywiście na ten efekt złożyła się drobna zmiana nawyków związana właśnie z ruchem.
Wystarczyło zamienić windę na schody, schody ruchome na schody zwykłe, dorzucić do tego spacery do sklepu- zamiast jazdę wszędzie autem...
Gdy zobaczyłam, że to zaczyna działać zmobilizowałam się.
Widziałam że spada parę centymetrów tu i ówdzie więc jeszcze większą wagę przywiązywałam do tego co jem i zaczęłam zwracać uwagę także na aktywność...
Pomyślicie, że jestem nie normalna, ale gdy tylko mogłam ruszałam się.
Gdy zmywałam podłogę mopa zamieniłam na szmatkę.
Gdy zmywałam naczynia kręciłam biodrami i robiłam jakieś takie dziwne ruchy..
Gdy leciała muzyka podskakiwałam, tańczyłam..
Rodzice patrzyli na mnie i kręcili głową z nie dowierzaniem..
Przyszedł czas na to, że dałam się wyciągnąć na aerobik. Nie powiem- łatwo nie było, ale tak ciężko jak do tej pory też nie !! :)
Przedtem gdy weszłam po schodach na 3 piętro oddechu nie mogłam złapać, a teraz po 1,5 godzinie aerobiku tak się czułam..
Poczułam w sobie jakiś przypływ energii.
Że to co do tej pory nie sprawiało mi żadnej przyjemności staje się moim priorytetem.
Do tego dorzuciłam twister- kupiłam chyba w Tesco za śmieszne pieniądze- 20zł ?
Kupiłam go ze względu na to, że największy problem miałam z "bokami.."
Znajomi zaczęli zauważać zmiany.
Wybrałam się po raz pierwszy od długiego czasu na basen.
Zauważyłam, że zadyszka jest co raz to mniejsza, że mam coraz więcej siły.
Postanowiłam porzucić długie i szybkie spacery i zacząć biegać.
Najpierw krótkie dystanse w swoim tempie.
15 kg temu przebiegnięcie 100 metrów graniczyło z cudem.
Nogi bolały wtedy strasznie, kolana wysiadały.
Ale teraz było już dużo, dużo lepiej !
2 razy w tygodniu basen, 2 razy w tygodniu bieganie ...
Biegałam, a właściwie to truchtałam sobie po 0.5 godzinki początkowo, później wydłużałam ren czas..
Zmiany były coraz bardziej zauważalne.
Komplementy, które zaczęły się sypać w moim kierunku dodawały sił do walki.
Mobilizowały mnie w 100%.
Przyszedł dzień w którym zdecydowałam się iść na siłownię.
Początkowo było ciężko.
Ale opłacało się !!
Pewnie zastanawiacie się jak wyglądały moje początki na siłowni..
Gdy po raz pierwszy dopadłam się do orbitera wytrzymałam na nim 10 minut.
No tak...forma i kondycja jeszcze nie powalała na kolana :P
Później pedałowałam na rowerku ok. 30 min- to o dziwo nie było nazbyt męczące. ;)
Stanęłam na bieżni- początkowo ją znienawidziłam, z czasem pokochałam..
Później ćwiczenia rozciągające i masażer.
Postanowiłam wykupić karnet.
Na początek 2 razy w tygodniu, z czasem 2 razy nie wystarczyły- 3 musiały być. :)
I właśnie tak jak wcześniej wspomniałam..
Na siłowni trzymam się zasad:
1. Rozgrzewka na orbiterze,
2. Rowerek stacjonarny,
3. Bieżnia,
4. Ćwiczenia na maszynach typowo na brzuch,
5. Ćwiczenia rozciągające i masażer.
( Czas tych ćwiczeń wydłużał się wraz z czasem uczęszczania na siłownię).
Łapcie tak dla urozmaicenia parę fotek z siłowni... ;)
Ruch stał się moim uzależnieniem, dlatego do siłowni doszły ćwiczenia w domu..
Początkowo Skalpel Chodakowskiej, później nieco zmodyfikowałam ten zestaw..
Mel B na brzuch i pośladki.
W domu ćwiczyłam codziennie, sprawiało mi to ogromna radość- zwłaszcza, że czułam się o niebo lepiej !
Jakie efekty osiągnęłam ?
W tym roku na wakacjach w końcu czułam się atrakcyjna.
Chcecie zdjęcia ? Proszę bardzo... ;)
Wakacje 2013
Miało być krótko.. Jak zwykle nie wyszło.
PODSUMOWUJĄC: NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO, ABY ZMIENIĆ CAŁE SWOJE ŻYCIE.
Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że będę wyglądała tak jak teraz i będę czuła się dobrze sama ze sobą- na pewno nie uwierzyłabym mu i wzięłabym go za kogoś, komu brakuje kilku klepek.
Tak na koniec..
Zdjęcie porównawcze brzucha- bo to z nim miałam największy problem.
Mam nadzieję, że kogoś ten wpis zmotywuje.
Baaa....że ktoś w ogóle dotarł do końca..
Od dziś codziennie na moim blogu będą się pojawiały wpisy- tylko muszę wiedzieć, że jesteście ze mną. ;*
PS: od dzisiaj na Wasze pytania będę systematycznie odpowiadała w komentarzach pod nimi... ;) ;*
Wasza Victoria. ;*